sobota, 23 lutego 2013

Słyszę czasem...


Słyszę czasem od Was: 

że budzę podziw...Bo życie toczę tutaj, na ziemi obcej i nieznanej. Gdzie mnogość języków, kolorów skóry, wyznań cały wachlarz. Gdzie kierowca wsiada z prawej a nie lewej strony, gdzie biegi po lewej a nie po prawej. Krany są dwa i spłuczka w kształcie klamki...gdzie nie ma gniazdek w łazience, a okna otwierają się na zewnątrz. Gdzie dzieci widzę zimą bez czapek, z krótkimi rękawkami i z gołymi nogami. A na wiele chorób lekarz poleca zwykły paracetamol.

Pytacie jak sobie radzę...
Byłam kiedyś jak drzewo, które płytko wrosło w glebę a któremu wiatr wyrwał korzenie. Potem przesadzone w inne, obce miejsce. Gdzie przez trzy następne lata nie mogło się ze smutku zazielenić. Dziś już wrasta coraz głębiej i głębiej. Szumi dumnie z polskim sercem w lesie gdzie takich jak ono już tak przeogromnie wiele... A każde drzewo ze swoją własną zapisaną głęboko historią. 

Tu dzień mija podobnie. Jednego poranka promienie słońca przebijają się przez zaciągnięte na noc zasłony, drugiego deszcz delikatnie stuka po szybie. Tak samo trzeba przygotować śniadanie, ubrać siebie i dzieci. Temu płatki, temu tosta z dżemem. Nastawić czajnik na herbatę. Odpowiedzieć na maile, umówić wizytę do lekarza, podjechać do Tesco po maślane bułeczki, mleko, jogurty... a do polskiego po jarzyny i makaron na rosół. Tak samo trzeba iść do pracy. Rozliczyć podatek. Odebrać Aleksa z przedszkola. Zapłacić rachunek za wodę. Rozwiesić pranie. Sto razy zawołać na obiad a potem jeszcze tysiąc pięćset przypomnieć: Aleks jedz, Wojtek jedz. Trzeba sprzątnąć klocki i zamieść rozgniecione ciastko z podłogi. Potem jeszcze tylko dzieci wykąpać, położyć spać...I wreszcie chwila dla siebie...

Może jeszcze będę kiedyś tam gdzie rodzinny próg domu, gdzie na polach rosną chabry, sarny, zające i lisy uciekają przed nami w popłochu, gdzie las pachnie grzybami, gdzie poziomki można jeść garściami. Powietrze zimą gęsto  przesiąknięte dymem z kominów, bo każdy pali w piecu czym popadnie. Psy szczekają przy bramach. Sąsiadka z za firanki nas zlustruje. A w sklepie można się dowiedzieć wszystkiego i o wszystkich szybciej niż na Facebooku. Kto z kim, po co i dlaczego. Kto w ciąży, kto się rozwodzi. Kto sobie coś kupił lub nie i dlaczego. 

Do takich zwykłych rzeczy można i czasem zatęsknić. Tutaj jakby się chciało to można spokojnie w piżamie wyjść do sklepu, lub nawet w samym szlafroku i nikt nawet nie będzie raczył popatrzeć za Tobą. Każdy idzie w swoją stronę i nie ogląda się na nikogo. Ważne żeby mieć uśmiech na twarzy i był "lovely day"! A najlepiej żeby wszystko inne też było "lovely" lub jeszcze ewentualnie "fantastic", a wtedy to wiadomo już żyć nie umierać!


Prom Anglia-Francja








103 komentarze:

  1. Kasiu wiem, że tęsknisz za krajem...
    Ale prawda jest taka, że nie ma dokąd tęsknić.
    Od prawie 5-ciu lat po moim powrocie, nie mogę znaleźć normalnej pracy...
    Coraz częściej zastanawiam się nad ponownym wyemigrowaniem. W naszym kraju można tylko umrzeć z głodu i chłodu. Taka jest prawda.
    Całuję mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja sie podpisuje pod przedmówczynią Polska to niestety kraj bez perspektyw i z daleka może to wgladać inaczej...może lepiej ale z własnego doświadczenie stwierdzam że z tą głodową pensja jaką nam Państwo serwuje tutaj naprawde ciężko sie żyje pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. ja się z Tobą nie zgadzam.... bo akurat widzę więcej możliwości w Polsce, niż siedzenie na magazynach czy fabrykach za najniższe krajowe (z językiem i studiami)

      Usuń
    3. Aga po prostu to chyba od regionu zależy. U nas na śląsku pewnie więcej perspektyw niż w regionach z których pochodzi Malanka.

      Usuń
    4. Wygląda na to, że nie można mieć wszystkiego. Może i sarny, dymy i chabry ale i coraz bardziej sfrustrowani ludzie, którzy maja coraz więcej problemów z zapewnieniem sobie godnego życia. Gdy przestają nadążać z rozwiązywaniem problemów, stają się coraz bardziej opryskliwi, zgorzkniali a nawet agresywni. Człowiek, który od lat szuka pracy lub specjalistycznej pomocy medycznej chyba nie oglądałby się na piękno naszego kraju. To bardzo smutne... Aby zakończyć pozytywnym akcentem dodam, że sąsiedzi w mojej okolicy stali się bardziej kontaktowi. Wielu z nich już tak dużo nie pracuje (bo zastój na rynku), częściej można ich spotkać na przystanku (bo paliwo i parkingi drogie) i pogawędzić, zaczynają się sąsiedzkie pożyczanki (bo nie każdy ma prostownik do akumulatora, a samochody coraz starsze) itd.

      Usuń
    5. ja akurat mieszkam pod Krakowem pracuje w Krakowie w sklepie za najniższa krajową co prawda nie mam studiów skończonych(choc bardzo by chciała ale finanse nie pozwalają)ale pracuja ze mna dziewczyny ze skończonymi 2 kierunkami i w swoich zawodach rónież szukaja pracy po dobre kilka lat,studia to dobra rzecz ale niestety u nas nie jest to doceniane :(

      Usuń
    6. Wydaje mi się, że problemy są wszędzie - duże i małe. Może różnica tkwi w szansach i perspektywach na ich rozwiązanie?
      Mój mąż, po 11 latach pracy, mający b. dobre doświadczenie juz 1,5 roku szuka pracy. Nawet na rozmowy go nie zapraszają... Dlaczego? Bo przed 40stką? Bo ma wyższe wykształcenie? Bo zakładają, że będzie chciał kokosy zarabiać? Bo np. studentowi mogą znacznie mniej płacić?
      Nie wiem...
      Z mojej pensji opłacany kredyt i żyjemy w piątkę... Czekamy... Jest bardzo cieżko i tez myślimy, czy wyjeżdżając będzie nam lepiej? Czy tam nie mielibyśmy podobnych problemów?
      Dziękujemy Bogu za zdrowie nasze, za to że dzieci mamy zdrowe i nadal wierzymy i uczymy się gospodarności...

      Usuń
    7. Melancholia obudziła widzę w niektórych taki pesymizm, że po przeczytaniu niektórych komentarzy żyć się odechciewa nie mówiąc już o tym, żeby być optymistą. Ja jednak na przekór, ja pod prąd. Kocham kraj, w którym żyję. I pomimo wielu problemów, których pełno naokoło cieszę się, że mieszkam właśnie tu. A nie na przykład w Hiszpanii czy Grecji, gdzie ludzie nie chcą nic ze sobą zrobić a o kryzysie lepiej nie myśleć i nie robić z nim nic. Ja nadal z podniesioną głową i niecerpliwością czekam jutra. Bo wierzę, że lepsze jutro nadejdzie. Nie lubię, aż tak dużej dawki malkonentów... Ale już tak mam...

      Usuń
  2. Naprawde swietny tekst! :-)
    Pozdrowienia
    Ola:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja Cię podziwiam Kasiu, bo spędziłam rok za granica, całkiem sama i własnie tęskniłam za takimi zwykłymi rzeczami, więc mogę się domyślac co czujesz. Najważniejsze jednak to ze masz przy sobie najbliższe Twemu sercu istotki. Pozdrawiam Cię ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu czy stało się coś ,że ogarnęła Cię taka fala tęsknoty i melancholii.Myślę,że to ta pora roku,zawieszona gdzieś pomiędzy światem słońca i ciepła a zimową porą z szarością dnia.Osobiście nie miałam takich rozterek,które Tobą w tej chwili targają ale w dalszej rodzinie już tak.Dwóch braci wyjechało w jednym czasie,obaj bardzo ale to bardzo podobne warunki socjalne i co?,Jeden z nich rozwinął się zawodowo i społecznie a drugi wrócił,nie mogąc tam żyć.
    Problem tkwi w naturze człowieka w jego odczuwaniu piękna i świata czyli po ludzku wrażliwości.Myślę Kasiu ,że rozterki i tęsknota nie opuści Cię nigdy tylko czasami przyczai się a czasami nie da żyć. Mówią, tam dom gdzie chleb, może trzeba spojrzeć na to wszystko przez pryzmat ekonomiczny ,wtedy zrobi Ci się o wiele lepiej.Kochana nie jesteś pierwsza i nie ostatnia taka to już dola osób żyjących poza krajem.Jeżeli mogę, to zatrać się w rodzinie i w swoim pięknym domku i często odwiedzaj kraj może ukoi to tęsknotę.Przesyłam uściski i ciepłe pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po części melancholijna aura a po części chęć odpowiedzenia wszystkim tym, którzy do mnie często piszą i pytają o Anglię.
      Nie kochana, nic się nie stało :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Świetny post i cudne zdjęcia pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. ślicznie napisane pozdrawiam ciepluteńko

    OdpowiedzUsuń
  7. Kasiu, pięknie napisane!Ja myślę, że problemy mamy wszędzie, niezależnie od miejsca zamieszkania musimy się z nimi borykać. Brak bliskich osób to utrudnia. Ja zamieszkałam w zupełnie obcym mieście, nie znam tu nikogo, najbliższe mi osoby mam tylko dostępne telefonicznie, nie mogę do nikogo wpaść na kawę...z drugiej strony nie jest mi z tym źle, lubię to swoje nowe miejsce i staram się zaklimatyzować.
    Pozdrawiam Cię ciepło!Ola

    OdpowiedzUsuń
  8. Kasiu, jak Ty mnie rozckliwiasz... taki jest takze moj dzien, tylko pozdrawiam sasiadke zdawkowym Guten Morgen... Taki juz nasz los- wiecznie jako narod czegos szukamy, probujemy i nie ma takiej solidnej stabilizacji w PL. Szkoda, bo lata leca... Dla mnie najwazniejszym bylo, zeby moja Vicki mowila po polsku... i mowi bardzo dobrze i zaczyna pisac trudne sz i cz i rz i inne cudaki.
    Ja tylko zycze wszystkim emigrantom, obojetnie jaka byla przyczyna ich wyjazdu - by na nowym miejscu potrafili pozostac soba... i nie byli *BARDZIEJ AMERYKANSCY NIZ AMERYKANIE"... jak sie rzeklo w filmie "Kochaj albo rzuc"
    siskam mocno
    ania

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się z Malanką...nie ma za czym tęsknic, jesli masz przy sobie wszystko co kochasz najbardziej...a tak jest;)
    wiem też że można zatęsknic za zwykłymi rzeczami, moja siostra własnie jest w pl, wczoraj byli u nas na kolacji i zachwycali sie smakiem chleba, ogórka zielonego, masełka!!! ot takie zwykłe rzeczy! ale zszokowały ich ceny w sklepach, ludzie którzy dziwnie zerkają...i wcale nie żal im że wracać muszą!
    Ściskam Cię Kochana i by każdy Twój dzień był "lovely":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justynko ceny w polskich cenach nas zawsze szokują. Są takie podobne jak tutaj w UK, a przecież tutaj się inaczej zarabia... Co do produktów polskich, to tutaj też już nie ma problemu. Kiedyś się woziło w walizkach wędliny, kiełbasy, ogórki, przyprawy, bo tutaj było drożej niż w Polsce. Teraz tak jak pisałam ceny się zrównały i już nie ma potrzeby wozić. Są Polskie sklepy ze wszystkim, nawet książkami, gazetami, kosmetykami polskimi, lekami, alkoholami... Ilość Polaków w samym naszym jednym mieście jest ogromna, a jeszcze trzy lata temu aż tylu się nie widywało tutaj. Jesteśmy wszędzie... ;)

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ładnie napisane.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Uroczy tekst:)Jednym słowem Dom nasz gdzie serce nasze:)pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kasiu, ja w pewnym sensie Ciebie rozumiem. W pewnym, bo myślę że każda z nas, dziewczyn mieszkających za granicą , ma inne odczucia.Ja większość czasu nie myślę o tym ,ze mieszkam za granica , bo wiele rzeczy jak sama napisałaś robi się wszędzie, ale czasem jest taki dzień kiedy się o tym myśli i tęskni, kiedy nieco gorzej znosi sie ta naszą emigrację.Oby jednak takich dni było jak najmniej czego sobie i Tobie zyczę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiadomo, że na obczyźnie inaczej, ale pewnie idzie się przzywyczaić.. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Coś mi się wydaje, że chandra która była jeszcze niedawno u mnie na inny kraj zarzuciła swoje macki... Z tekstu przebija taka nostalgia, ale jest też w nim coś urzekającego...

    OdpowiedzUsuń
  16. pieknie napisałas..... wybrałać emigrację pewnie z konieczności albo i miłości, umiesz docenic obcą ziemie, która cie przyjęła, żyjesz normalnie jak każda inna kobieta.... no a marzenia ? może kidys sie spełnia i zaniebieszczą chabrami....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początkowo miał to być wyjazd na dwa lata...szybkie oszczędzanie i powrót...musiałam nieźle Pana Boga tym planem rozśmieszyć ;)

      Usuń
  17. No i się popłakałam... Czasem jest tak trudno, a czasem nawet o tym nie myślę i tylko ta okropna pogoda nigdy zapomnieć o sobie nie daje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie...czasem jest trudno...a czasami życie tak pędzi, obowiązki nie dają wytchnienia... po prostu się nie myśli...

      Usuń
  18. Aż Mi sie łza zakręciła,jak przeczytałam.Doskonale rozumiem,mam tak samo.I miałam na początku pobytu w UK:(.Teraz po 5 latach jest trochę lepiej. Może z tego powodu,że jeszcze 2 lata i wracamy do naszego Polskiego nowego domu:)Pozdrawiam i dużo uśmiechu życzę,na co dzień:)))

    OdpowiedzUsuń
  19. Kasiu, początek Twojego tekstu bardzo mnie rozbawił. Niedawno byłam turystycznie w Londynie i dziwiły mnie te wszystkie dla Ciebie już normalne rzeczy. Przypomniały mi się dwa krany i spłóczka, i mąż z elektryczną maszynką do golenia szukający gniazdka w łazience :)))

    OdpowiedzUsuń
  20. nigdy jakos nie rozmyslalam nad tym, ze mieszkam za granica czy to jedna czy druga. robilam i staram sie robic swoje. nikt mnie do przyjazdu tutaj, czy gdzie indziej, nie zmuszal. Pogoda, fakt, nie jest idealna, ale na sama mysl o polskiej zimie mnie ciarki przechodza. szczerze, nie wiem czy umialabys sie odnalezc w Polsce, ale to moze kwestia przyzyczajenia, pewnie dalabym sobie rade, tak jak i wszedzei indziej. no, ale ja to taka niespokojna dusza jestem, to ja moze nie rozumiem. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Wiem co czujesz, za granicą mieszkałam tylko pół roku a czułam sie jakby była to wieczność...pięknie to wszystko napisałaś. Kasiu pozdrawiam Cie bardzo serdecznie i gorąco, Basia:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Wiem, ze tesknisz bardzo, ale tez mysle, ze swietne sobie radzisz i to wlasnie chcialas nam przekazac. Pieknie to ujelas!!! Pozdraiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  23. Życie jest pasmem wyborów i kompromisów, wystarczy skręcić w prawo lub w lewo i inaczej toczą się losy. Jeśli w obcy m kraju możesz do bliskich mówić w swoim języku to jest super. Jeśli ktoś rozumie filmy, bajki, które ty oglądałaś to już jest super. Dla mnie rodzina jest najważniejsza, ta moja własna, i myślę , że ona daje siłę do mieszkania nawet na końcu świata... powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo ładnie piszesz Kasiu o swoim życiu na wygnanku.
    Ja też tęsknię za rodziną i krajem ale na amerykanów nie mogę narzekać.
    Tu w Kalifornii ludzie są sympatyczni i bardzo otwarci o wiele bardziej niż na wschodzie Stanów.
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  25. Hej. Taka sobie nostalgia? I tak zuch dziewczyna jesteś. Ja bym nie miał tyle charakteru, żeby wyemigrować i być zbyt długo poza miejscem, które uznaję za dom. Mogę się domyślać, że mimo nadziei i odwagi mogłaś się też obawiać. W końcu odwaga strachu nie wyklucza, tylko go przezwycięża. Planujecie kiedyś powrót do Polski? Jeśli tak to musicie być solidnie zabezpieczeni finansowo, bo teraz ten kraj staje się coraz gorszy. Złodziejstwo i oszustwo pod płaszczykiem cywilizacji i demokracji. A może to jest tak, że gdziekolwiek jesteś możesz być szczęśliwa, byleby pamiętać, że masz jakieś plany, marzenia, perspektywy na przyszłość, że masz dla kogo żyć, że masz ochotę cieszyć się sobą i życiem, skupiona na chwili bieżącej? Ja tak właśnie staram się pomnażać swoją energię. Nawet, kurde pomaga.
    Trzymaj się, Kasiu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym kiedyś wrócić, ale już o tym nie myślę, nie planuję. Tak bardzo się boję, że nie odnalazłabym się już w naszym kraju.
      Ta wiara, marzenia, obecność najbliższych osób to największa motywacja by iść do przodu, nie patrzeć na to co było, co już za mną. Tak, to właśnie daje energię.

      Usuń
  26. Kasiu cudnie to wszystko ujęłaś, jesteś wspaniałą osobą. Najważniejsze że masz swoich bliskich przy sobie. Bardzo się cieszę że Trafiłam na Twojego bloga.
    Pozdrawiam Cię i dziękuję że jesteś.
    M :)

    OdpowiedzUsuń
  27. pięknie napisane!:) pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  28. kochana wspaniale sobie radzisz i możesz być z siebie dumna :) Opisałaś to wszystko pięknie...

    OdpowiedzUsuń
  29. Ja nie rozumiem ludzi mowiacych "wspolczuje, podziwiam". Tez slyszalam to nie raz, mieszkajac w Irlandii. Ale czemu wspolczuc? Przeciez sami, dobrowolnie, zdecydowalismy sie wyjechac. Nikt nie skazal nas na banicje..:-) Przyznam, ze nigdy nie tesknilam za "Polska"... tylko za rodzina. Tylko i wylacznie.. Moze jestem "inna" ;-) Moje serce zostalo w Irlandii. Pozdrawiam cieplutko z tej zasniezonej, zadymionej czesci Europy.. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  30. Pięknie to napisałaś! :-)
    Czytałam ze ściśniętym gardłem. Przypomniała mi się moja emigracja, ja w Londynie mieszkałam prawie 6 lat. I wiem, jak to jest kiedy tęskni się za prawdziwą jesienią, zbieraniem grzybów w lesie, za polskimi truskawkami w czerwcu i za rodziną.
    Ale nie oszukujmy się - tam, czyli na wyspie, jest dużo łatwiej. Może życie codzienne jest takie samo, bo - tak jak piszesz - wszędzie mamy takie same problemu codzienności, ale tam nie trzeba się tak martwić o to, o co w Polsce martwi się sporo ludzi - jak pozwolić sobie na to i na tamto i jak żyć tak, aby jeszcze pojechać na wakacje... sprawy, które dla większości ludzi za granicą są rzeczą normalną.

    Pozdrawiam cieplutko! :-*

    OdpowiedzUsuń
  31. Jesteś dzielną osobą i świetnie sobie radzisz tam gdzie jesteś.Chłopcy wrastają w tamtą rzeczywistość i dzięki temu jest Ci łatwiej.
    Rozterki mamy codziennie,gdziekolwiek mieszkamy ,takie życie.
    Tak trzymaj,przebojowa dziewczyno!Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  32. A to u mnie tez tak fajnie jest :) bose dzieci zima itp tylko ze ja mam jeszcze lepiej bo rachunkow za wode nie dostaje :) hahahah ale tez tesknie za takimi prostymi rzeczami jak Ty marzy mi sie bieganie boso po pieknych calych w kwiatach lakach, zbieranie jagod latem, a jesienia pojsc na grzyby do takiego prawdziwego polskiego lasu. Niektorzy tego nie doceniaja a my tak bardzo za tym tesknimy. Jednak mimo to kocham to moja Irlandiebo tu spotkalo mnie w zyciu wszystko co jest dla mnie najpiekniejsze i najcenniejsze. Jak bys byla kiedys po sasiedzku to zapraszm na kawe :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Za sercem, choćby i na koniec świata :-)
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  34. Piękny post...sprawiłaś,że zdusiło mnie w gardle... Kasiu tęsknota pewnie duża ale uwierz,że tu do Polski nie ma po co wracać...tu nie słychać,że jest "dobrze",że "wspaniale". Tu słychać płacz matek,które nie mają co do gara włożyć i dzieci nakarmić,bo ona straciła pracę a ojciec za chwilkę straci. Tu nic się nie rozwija...tu wszystko umiera,niezależnie od regionu. Wciąż nowe opłaty,coraz wyższe,sprawiają,że ludzie czują się dobici do końca...że boją się każdego kolejnego dnia...że żyć nie chcą...że myślą by na ulicę kolejny raz wyjść ale nie by straszyć ale walczyć o godne życie... Tu nie można mówić o stabilizacji,bo nigdy nie wiesz czym "Państwo" zaskoczy Cię jutro...
    Ciesz się,że omijasz to wszystko,że możesz być wolna,dla siebie,szczęśliwa...że masz swoich chłopaków,dom...ciszę i spokój...my mamy tylko niepewność...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beti nie przerażaj...tak wiem, że opłaty coraz wyższe... Masz rację stabilizacja finansowa jest bardzo ważna. Jest aż tak źle? Smutno mi to czytać na prawdę!

      Usuń
  35. Pięknie to napisałaś... Ty tak czarujesz słowem, myślami, emocjami, że ja później przez kilka dni mam te Twoje posty w głowie...
    I wiesz mnie się wydaje, że dom jest tam gdzie my, a w sercu jesteśmy wiele pięknych miejsc pomieścić...

    OdpowiedzUsuń
  36. Pięknie piszesz.
    Moja historia jest podobna i odczucia tez.Do Irlandii przyjechałam w 2009 i tez tylko na chwile,może rok,może dwa a juz za mną 3 lata.Przyjechałam za miłością zostawiając pracę,rodzinę,swoje miejsca.Nie załowałam ale teskniłam-i to bardzo i w takim czasie,nie wiem dlaczego teraz a nie np w listopadzie,tesknię bardziej.Choć już minęły 3 lata,ja z roku na rok czekałam,że może wrócimy do domu,do rodziny,że tam w Polsce minie tęsknota,że tam będzie lepiej.Ale mój mąż zawsze stawia mnie na nogi i ja też juz inaczej myślę,bo tam nic się nie odmieni,na pewno nie na lepsze.Bezrobocie jest tak duże,że aż nie warto słuchać ani telewizji ani znajomych,że ciezko żyć.Najważniejsze że tutaj jest praca,mamy siebie,mamy dziecko któremu nic nie brakuje,że jestesmy zdrowi,że nie trzeba się tak zamartwiać. Czy wrócimy-nie wiem,może kiedyś.Teraz tak jak i ty,dopiero po 3 latach żyję tutaj tak jakbym zyla w Polsce.Pozdrawiam Cię i Twoją rodzinę,trzymajcie sie ciepło i razem.:)))

    OdpowiedzUsuń
  37. To chyba ta pora roku, bo mnie też tęsknota dopadła, choć nigdy nie byłam specjalnie rodzinna. Myślałam nawet ostatnio co by było gdybyśmy do PL wrócili. W końcu nie może być tak źle skoro szwagier i żona jego mają swietne prace ( wcale po studiach nie są) i dom powoli budują. Myślę sobie gdzie byśmy mieszkali, gdzie pracowali. Czy byłoby tam dla nas miejsce? Teraz, prawie po ośmiu latach? Wracając do wspomnień przed emigracją widzę jednak, że moja i męża praca była załatwiona po znajomości, czy teraz ktoś by załatwił, czy szukalibyśmy rok czy dwa? Myślę jednak, że dla tych co naprawdę chcą wrócić, takie myśli nie stanowią problemu. Mimo sezonowej tęsknoty pozostanę w UK, jak ktoś wyżej napisał "tam dom gdzie chleb" i serce, a jak się dłużej zastanowię to większa część mego serca jednak na wyspach:)

    OdpowiedzUsuń
  38. po przeczytaniu tego co napisałaś jakoś mi oczy zwilgotniały..........wszystkiego dobrego KOCHANA;-)

    OdpowiedzUsuń
  39. Czytam to i czytam i jeszcze raz czytam.... i myślę o Tobie, o mojej córce w Hiszpanii, o przyjaciołach na wyspach od lat będących....eehh
    Podziwiam i jeszcze raz powtórzę, że podziwiam.
    Ja się nie nadaję, choć nie powiem, ze czasem nie myślę... ale w moim przypadku nostalgia to choroba chyba śmiertelna :))
    Trzymaj się, Kochana, dzielną dziewczyną jesteś!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba sama zacznę się podziwiać za tą moją dzielność ;)

      Usuń
  40. rozumiem cię też byłam na wygnaniu i sercem chcesz być w Polsce a ciałem musisz być daleko od rodziny przyjaciół...

    OdpowiedzUsuń
  41. Kochana masz wspaniałą rodzinę ....a rodzina jest najważniejsza....Ja mieszkałam zagranicą i wiem jak jest.....Jeśli Wam jest tam dobrze....to nie ma sprawy. Przyjdzie może taki czas i chęć powrotu....ale cieszcie się młodością i sobą....Czas szybko płynie....Bardzo fajne zdjęcia z promu...Przypomniały mi się młode lata....Cieplutkie buziaki pa....

    OdpowiedzUsuń
  42. Wzruszający post, taki od serca!!! Jak mi to znane co napisałaś... moje dziewczynki się urodziły w GB... 4 lata tam mieszkaliśmy, ale za bardzo tęskniłam za krajem ;( Życzę Ci wszystkiego dobrego!!!

    OdpowiedzUsuń
  43. Wspaniale to ujęłaś! Trzeba żyć najlepiej jak się umie, gdziekolwiek się jest :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Wzruszyłam się czytajac Twój post;-]Mam do Ciebie prosbę czy mogłabys miz dradzić gdzie można kupić zestaw kuchennych przyborów do gotowania który masz umieszony na blogu...chochla i cedzak bo szukam po necie i nigdzie nie moge znalesć.Będę wdzięczna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zestaw kupiłam na angielskim ebayu, bo tam było wtedy najtaniej. W Polsce niestety ceny są dość wysokie, przynajmniej takie były jak kiedyś szukałam.

      Usuń
  45. Powiało tęsknotą:) Dasz sobie radę ze wszystkim bo kobieta w końcu jesteś!
    Życzę Ci bardzo miłego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
  46. Kasiu napisałaś to tak pięknie a zarazem tak smutno, że nie wiem co powiedzieć. zatkało mnie po prostu... tak jakoś. najważniejsze to iść własną drogą, być szczęśliwym i mieć za czym tęsknić. a Ty masz:***
    trzymaj się kochana! dobrego tygodnia

    OdpowiedzUsuń
  47. Witam. Od dłuższego już czasu czytam Pani bloga, ale pierwszy raz zabieram głos.Podobnie jak Pani jestem na wygnanku od ...9 lat, też w Anglii.Miałam w planach przyjechać na rok, i jakoś wrócić nie mogę. Tu poznałam męża, tu się urodziły moje dzieci, tu kupiliśmy dom, tu jest mój ogródek, moja praca, tylko serce zostało w...Polsce. W każde Święta, rocznice, urodziny rodziców, ciotek,wujków...nas nie ma !!!(od 9 lat nie byłam w Polsce na Święta Bożego Narodzennia). Często się zastanawiam czy dla tych pieniędzy,a właściwie dla lepszego życia, które one zapewniają...czy warto tyle poświęcić? Choć rozum mówi mi -zostań ,to serce chce wracać. Może za kilkanaście lat, siedząc w bujamym fotelu z siwymi już włosami, patrząc na zdjęcia moich wnuków pomyślę...wkońu u siebie...wkońcu w Polsce. Pozdrawiam w wygnanka.Izabela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izabelo dziękuję! Jesteś niesamowita.
      Nawet nie wiesz jak się wzruszam czytając takie komentarze. My jedziemy w tym roku na Boże Narodzenie do Polski, pierwszy raz od pięciu lat :)

      Usuń
    2. ;-))) a wie Pani, że ja też ze Śląska? !!!Pozdrawiam ;-) Izabela

      Usuń
    3. A ja z Zagłębia :D Nie, nie tylko żartuję...dla mnie śląsk to śląsk. Wyjątkowy wszerz i wzdłuż. A z jakiego miasta?

      Usuń
    4. Opole czyli tzw.Śląsk opolski ;-)))

      Usuń
  48. Jestem raczej czytajaca blogi . To dobra odskocznia od codziennosci. Wyzalilas sie bo ci smutno i tak jakby jedna noga tu druga tam. Mam to samo. Od 23 lat jestem w Austrii i nadal tesknie za wszystkim co przypomina mi Polske. Najbardziej, najbardziej na swiecie brak mi mojej ukochanej Mamy,ktora pochowalam na tydzien przed wyjazdem do Austrii. Mam dzieci i patrze zeby nic im nie zabraklo, a szczegolnie mojej bliskosci. One to wiedza i relacje z nimi sa fantastyczne. Mam meza, z ktorym jestesmy juz 28 Lat. Ciagniemy ten " wozek" w jedna strone.I za to wszystko dziekuje Panu Bogu, bo emigracja nie jest dla nikogo latwa.Pozdrawiam i zycze jak najmniej rozsterek. Mysl o rodzinie i nie zapominaj o sobie. Buziak jak stad az do Zielonej Wyspy. Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie emigracja nie jest dla nikogo łatwa. Co jakiś czas budzą się rozterki, czy dobrą drogę wybrałam itp. Nie, nie żałuję...po prostu myślę jakby to było żyć w Polsce...I dochodzę do wniosku, że w tym momencie ciężko by mi było się przestawić. Jesteśmy na etapie łapania stabilizacji finansowej "dorabiania się". To też jest ważne, bezpieczeństwo finansowe, bez niego wszystko inne zaczyna się sypać. Wkrótce też dzieci zaczną tutaj szkołę. To wszystko nas trzyma tutaj...

      Usuń
  49. Przepraszam ze zawracam Ci znów głowę,no ale dostałam bzika na punkcie tych kuchennych cacuszek tylko nie wiem jak się ten zestaw nazywa.Dziękuje za poprzednią odpowiedz i będę wdzięczna za nazwę.Pozdrawiam Gosia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem można dostać bzika na punkcie tego zestawu ;) Też długo na niego chorowałam.
      Jak wpiszesz Nigella Lawson- tylko nie wiem czy mieszkasz w UK czy w Polsce...zestaw 6 emaliowanych przyborów kuchennych lub "Nigella Lawson Set of 6 Cooking Utensils".

      Usuń
  50. Ok bardzo ci dziękuje,już sobie poradzę,dużo zdrówka dla synków i uśmiechów dla ciebie.Gosia;-]

    OdpowiedzUsuń
  51. Na emigracji nie jest łatwo, zawsze czujemy się "nie w domu", tak jakby u siebie, a jednak nie u siebie, tęsknimy.... No cóż, pewnie rozterki i wątpliwości będą Ci zawsze towarzyszyły tam. A tu...czuję że wrócisz, gdy tylko będzie to możliwe, konieczne, niezbędne, gdy przyjdzie ten czas, czas powrotu. Życzę Ci dużo chwil radości, bez względu na to, gdzie jesteś.

    Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne.
    W.Shakespeary

    OdpowiedzUsuń
  52. Kasiu, mija mi właśnie 6 lat w UK. Długo się przyzwyczajałam, ta aklimatyzacja była ciężka. Teraz internet, wideo rozmowy, wizyty, to ułatwia, to zmniejsza tę odległość. Wybrałam życie w UK dla dzieci a teraz wybieram też dla siebie.
    Zawsze będę rozdarta między te dwa kraje, tęsknoty się z serca nie wyrwie. Byłam szczęśliwa w Polsce i odnalazłam też szczęście na Wyspach. Może nie jestem wymagająca, bo cieszy mnie słoneczny dzień, bo cieszy śmiech dzieci, cieszy mnie to co mam, nie myślę o tym co za ileś tam lat, jest tu i teraz i jestem szczęśliwa.
    Ściskam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  53. Kasiu piękny i dający do myślenia post... Życie na obczyźnie zawsze będzie "nieco" inne...i choć codzienność tam, mogłaby być taka sama czy podobna, to serce zawsze będzie bliżej kraju, w którym się urodziliśmy, dorastaliśmy...kraju w którym zostali nasi bliscy... Niemniej jednak masz przy sobie tych, których kochasz i którzy kochają Ciebie... i to jest najważniejsze! Dzięki temu przebrniesz przez wszystko... bo nie jesteś sama :) Pozdrawiam Cie serdecznie z szarej i ponurej Polski :)

    OdpowiedzUsuń
  54. Znam Kasię z deccorii. Zagladam czasem tutaj, czytam, ogladam i tyle. Nigdy nic nie piszę. No ale pod tym postem dodam swoje 3 grosze. Kryzys, kryzysem, wielu ludziom zyje sie gorzej. Tym co działo sie bardzo zle wyjechali i tak znacznie wczesniej, niz kryzys do nas przyszedl. Ale jest naprawde duzo ludzi, ktorym zyje sie w polsce normalnie, lub nawet nie boje sie uzyc tego okreslenia, dobrze. Ciagle Polacy jezdza na wakacje, maja pieniadze i zcas na studiowanie (takze podyplomowe i doktoraty), chodza do kina, teatru, dzuieciaki jezdza na wycieczki szkolne, zmienia sie auta, kupuje ubrania. Jak widac nawet po deccorii, mlodzi ludzie kupuja nowe mieszkania, buduja domy (mniejsze lub wieksze)- ale jeszcze 30 lat temu nie do pomyslenia bylo, aby 20-30 latkowie mieli swoje wlasne kąty. Na obrzerzach mojego miasta tworza sie całe nowe dzielnice domków jednorodzinnych. A z wlasnego domu powiem tyle: tak zarabiamy mniej niz np. 2007 roku, mniej niz w 2009, ale na calym swiecie ludzie poczuli spadek popytu. Zmienil sie styl zycia. spadla konsumpcja. Ludzie zaczeli wierzyc w inne wartosci, niz pieniadz. Mam rodzine na calym swiecie i kazde z nas zyje na porownywalnym poziomie bez wzgledu czy w Niemczech, Francji, Belgii, Kanadzie, USA., czy w Polsce. Jak sie spotykamy, to mamy te same sprawy do omowienia, chwalimy sie lub zalimy podobnymi sukcesami lub porazkami zyciowymi badz zawodowymi. Wiec mysle, ze nie ma co kasi straszyc, ze tutaj nie ma po co wracac w przyszlosci, ze tutaj zostali sami starzy, chorzy i bez inicjatywy niedouczeni ludzie. Swiat jest bardzo zroznicowany. Punkt widzenia swiata, zalezy od srodowiska w jakim sie przebywa (z wlasnej lub wymuszonej woli). Milego dnia. Pozdrawiam. Glowa do gory. W koncu idzie wiosna, nie czas na melancholie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za ten pozytywny komentarz :) Nawet nie wiesz jak bardzo!

      Usuń
  55. a ja opowiem Ci wrecz odwrotna sytuację :) w moim miescie mieszka kilku Anglikow, ktorzy przyjechali tutaj za pracą! u siebie pomimo wyzszego wykształcenia nie mogli znalezc sesnownej pracy. Tutaj sa szczesliwi, ze moga uczyc jezyka w szkole jezykowej. Mieszkają 2gi rok, a sa tak zafascynowani Polską, jakby o jakims cudownym kraju opowiadali. Graham przychodzi do nas co wtorek jako Native Speaker. Na Wielkanoc zaprosil swoich rodzicow, pokazac im Polske. Jak zaproponowalam, aby przyszli do nas w jakis dzien na polski obiad, to byl tak zadowolony, jakbym jakies niewiarygdna oferte mu zlozyla :)Na dodatek bardzo lubi polską zimę. Przychodzi nawet w śnieg grac z chlopakami (moim mezem i jego kolegami) na orlik w pilke nozna. O Polkach mowi z wielkim uznaniem. Nawet nasze humorzaste zachowania odbiera jako cos pozytywnego, twierdzac, ze jak trzeba to Kobiety w Polsce potrafia nakrzyczec na faceta, okazac zlosc, smutek, radosc, ciesza sie z drobnych spraw... sa bardzo energiczne i cos zawsze im sie chce robic. a Angielki sa w okazywaniu uczuc bardzo nijakie. Co by sie nie stalo, to ciagle taka sama mina. Czy to prawda z tymi Angielkami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też znam Anglików zafascynowanych Polską. Przecież to piękny kraj! Wspaniali ludzie i jedzenie :) Angielki jakie są? Te które ja znam są bardzo pozytywne, miłe, uśmiechnięte, zawsze pomocne. Ale wiadomo różne charaktery się zdarzają ;)

      Usuń
  56. Kasiu, nie widzę swojego komentarza ... Nie wiem co się stało, czy Ty go nie zatwierdziłaś ... czy to ja znowu zasypiałam nad kompem i po prostu go nie dodałam ... Chciałam tylko dodać, że świetnie to ujęłaś i że myślę, że właśnie chciałaś nam tym udowodnić, że tam też toczy się normalne życie, że dajesz sobie radę i że tam też się odnalazłaś. Pozdrawiam cieplutko!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czemu ale wpadłaś do spamu :/ Już Cię wyciągłam ;)

      Usuń
  57. Witaj :)

    Aż mnie coś ścisnęło w środku jak to wszystko przeczytałam...
    To tak jakbyś ubrała moje myśli w słowa...

    Też mieszkam w UK i to chyba całkiem niedaleko od Ciebie.
    Mieszkam w regionie Northamptonshire.

    Pozdrawiam i uśmiechu życzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło! Cieszę się, że jesteś tutaj i w moich słowach potrafiłaś znaleźć swoje myśli :)

      Usuń
  58. Wzruszający post. Twój bloog jest pełen ciepła, miła atmosfera nastraja do ponownych odwiedzin. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  59. Zestawik emaliowanych przyborów kuchennych już sobie zamówiłam,hehe...drogie są ale warte tej ceny nie powiem sa piękne.Pozdrawiam serdecznie.Gosia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę Gosiu, napisz też proszę gdzie kupiłaś? ;) Dziewczyny często pytają o to.

      Usuń
  60. Tak czasem bywa,że człowiek tęskni...wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Ale najważniejsze, że jesteście razem.Ile jest takich rodzin, że tylko jedno wyjeżdża a potem...:( tam Twój dom, gdzie Ci, których kochasz!buziaki i trzymajcie się cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  61. Komplecik znalazłam tylko w jednym polskim sklepie internetowym o to link na ten zestawik http://www.redonion.pl/pl/art/993/NL-Zestaw-emaliowanych-utensyliow-krem-60NL2U6 .Nie był dostępny od ręki ale mieli mnie poinformować mailowo gdyby był i po 2 dniach otrzymałam wiadomość z linkiem że jest jupiii.... ponownie do kupienia.Teraz czekam niecierpliwie na kuriera.Gosia

    OdpowiedzUsuń
  62. Hmmm, to mógłby być zdecydowanie mój post. Od kilku lat mieszkam w Berlinie i choć to w zasadzie "za miedzą", to i tak ryczę jak bóbr za każdym razem gdy za oknem Berlin - Warszawa Express miga mi graniczna Odra, a Polska zostaje za mną. I choć mieszkam tu już tyle lat, to nadal nie czuję się u tu siebie. I chyba nigdy nie będę. Polska jest dla mnie wbrew wszystkim i wszystkiemu krajem obiecanym i gdzieś tam w zakamarkach umysłu kołacze się bez przerwy myśl o powrocie. Wracaj więc - powiedziałaby niejedna osoba. Sęk w tym, że to wszystko nie zawsze jest takie proste...Bo każdy z nas wlecze za sobą jakąś tam historię, która utrudnia, a może nawet uniemożliwia powrót. Przynajmniej tak jest u mnie. Bo choć wyjeżdżałam tylko JA, to teraz nie ma już tylko MNIE lecz jest I. - mój Chilijski mąż, jest B. i M. - nasi polsko - chilijsko - (niemieccy ??) chłopcy, są przyjaciele, których żal zostawiać, kochana doktor Gretchen, zaufani sąsiedzi, praca, przyzwyczajenia. I o tym wszystkim też muszę przecież myśleć. I myślę. O tym, o swoich tęsknotach, o tym, że choć nie jestem tu przecież nieszczęśliwa, to tak naprawdę nie jestem ani tu, ani tam...Aż w końcu umęczona tym myśleniem i tęsknieniem macham na nie ręką i mówię sobie: Jest jak jest. Każdy ma jakies swoje marzenia i niespełnione tęsknoty. I (kończąc już ten moj mega wywód) dochodzę do jednego wniosku, który zawsze mnie uziemia: nieważne gdzie, ważne z kim. I ważne jak. Więc żyjemy wspólnie - póki co - na niemieckiej ziemi, staramy się tworzyć dzieciom ciepły polsko - chilijski dom, uczymy je naszych ojczystych języków i tradycji, rozmawiamy przez skypa z rodziną w Polsce i Chile, gotujemy polski rosół, pijemy chilijskie wino, słuchamy niemieckiego radia... Póki co. A co będzie w przyszłości? Polska? Chile? Niemcy? Zobaczy się. Najważniejsze, że razem. Reszta jakoś zawsze się poukłada :)) Trzymaj się ciepło i do nast. posta! Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu dziękuję Ci za te słowa! Wy też się trzymajcie!

      Usuń
  63. A ja sie pod tym postem nie moglabym podpisac od 13 lat mieszkam za granica 12 lat we Wloszech i od prawie roku w Szwajcarii. Przez pierwsze lata bylo mi ciezko ale juz od jakis 8-9 lat nie tesknie za Polska. Ostatnio bylam w Pl 3 lata temu w taksowce na lotnisko, kiedy mialam odleciec do Mediolanu pan kierowca zapytal sie mnie czy jade na wakacje czy do pracy ja odpowiedzialam ze do domu, bo moj dom jest tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  64. Kurcze,moja English sister ma chyba identyczne odczucia. Przez pierwszy rok pobytu była załamana tymi wyrozbieranymi dziećmi i paracetamolem. Teraz już tak nie zwraca uwagi.I obawiam się,że jest już bardziej English niż polska:/

    OdpowiedzUsuń
  65. Pięknie to wszystko opisałaś . Chociaż tęskie za rodzicami , mimo codziennego widzenia się z nimi na skypa , to bardzo podoba mi się , że w Anglii żyję nam się lepiej i jesteśmy szczęśliwsi , a tego bardzo chcę dla swoich dzieci , żeby były szczęśliwe.
    Dużo szczęścia daje mi też to , że blisko siebie mam dwie moje siostry:)
    Pozdrawiam Cię Kasiu i śle uściski ;)

    OdpowiedzUsuń
  66. Pieknie i prawdziwie napisane, pozdrawiam Cie cieplutko, krzeslo z wczesniejszego posta suuper!!

    OdpowiedzUsuń
  67. Wzruszyłam się i Uuuuuuuuuuuu uroniłam nie jedną łzę,.... Pozdrawiam Kasiu - Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  68. Piękny wpis, też mieszkam w Anglii od dobrych 6 lat z hakiem. Na co dzień żyć jest tu łatwiej, dni lecą jeden za drugim, nie odliczam już od 1-go do 1-go. Ojczyznę i Rodaków kocham i czasem łezka się zakręci, owszem. Jednak nie ma do czego wracać, pamiętamy tylko to co dobre, a złe rzeczy wymazaliśmy z naszej pamięci. Niestety w Polsce nie da się żyć. To jest wyłącznie kraj dla tych, którzy mają już dorobek i mają całe życie na to by go wydać. Jest to bolesne ale tak jest. W Anglii nie lubię wielu rzeczy, jednak to moja druga ojczyzna. Najgorsza jest pogoda! Do Polski wrócę na emeryturę. Kupię dom w górach. To moje marzenie :) Pozdrawiam. Monika.

    OdpowiedzUsuń
  69. czytam i czytam...i wiem, że już po wszystkim, że złe myśłi już odeszły. ALe jakoś mnie tak tknęło. Sama mam podobnie, czasami niby jak w domu, niby wszystko okej, niby się nie tęskni, bo tutaj Twoje miejsce. Ale w sercu gdzieś szumi ten polski las, nie żaden inny, tylko ten, co wcale nie jest lovely albo w mim przypadku flott. Ech.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...