środa, 29 sierpnia 2012

Kiedy minuty sączą się powoli...


Wieczór, miękkie światło świec, ciepła atmosfera domu, pełna harmonia, wyciszenie myśli...
Czas bez dźwięku dzwoniącego telefonu, bez komputera, bez pośpiechu. Na najniższym biegu.

Tak właśnie spędzamy chociaż jeden wieczór w tygodniu razem. Nie ma wtedy rzeczy ważniejszych. 
Jesteśmy dla siebie. Bez dzieci biegających, krzyczących, płaczących, bez zgiełku, bez problemów.
Nie trzeba nawet kupować szampana, truskawek, wystarczy być dla siebie tak po prostu.
Zatrzymać się...


Zdjęcia autorstwa Łukasza.
Dla mnie nocne fotografowanie jest jeszcze za bardzo skomplikowane ;) I jakoś tak nie potrafię się zaprzyjaźnić z panem statywem ;) A bez niego fotografowanie w trybie manualnym nie istnieje. 















A Wy macie takie swój wieczór zarezerwowany tylko dla siebie?

Pozdrawiam Was serdecznie :)

środa, 22 sierpnia 2012

Anioły ucieleśnione.

Czasami można spotkać ludzi, którzy mają w sobie coś z aniołów. Kiedy wchodzisz do ich domu, to wyczuwasz unoszącą się w nim miłość, w każdym dosłownie zakamarku. Kiedy przebywasz w ich otoczeniu czujesz się zrelaksowany, szczęśliwy. Z ich twarzy rzadko schodzi uśmiech. Zawsze życzliwi, pogodni, z bijącym na zewnątrz nieopisanym światłem. Dają nie oczekując nic w zamian. 

Dziękuję, że mogłam spotkać takich ludzi na swojej drodze. 

Ledwo co opublikowałam post sypialniany, w zeszłym tygodniu, a następnego dnia dostałam od nich sms-a. 
Jest komoda, stoi u nas w sypialni, będzie nam miło, jeśli ją sobie weźmiesz, u nas nie ma już na nią miejsca. Pojechałam, zobaczyłam, nie mogłam uwierzyć, że jest moja.
Ach cudowna, stara, antyczna sosna, bardzo solidne wykonanie. 
Bardzo się cieszę, że u nas w sypialni będzie pisać dalszą swoją historię. 


Poprzednia, która stała w tym miejscu już znalazła swojego nowego właściciela. Dziękuję, że ktoś wynalazł ebay :)


Lustro przeleżało na strychu przez dwa lata. Było dość stare, brudne w kolorze kremowym. Wyczyściłam je do drewna. Używałam specjalnego środka do pozbywania się lakieru. Kilka warstw tego specyfiku, papier ścierny, kilka godzin pracy i po sprawie. Potem bejca jedna w kolorze antycznej sosny a druga ciemniejsza, brązowa. 



Kolejny "tassel" do kluczy. Kupiłam trzy sztuki za 1 funta. Uwielbiam targi staroci ;)


Wiecie co lubię najbardziej w sierpniu?
Zbierać, to co daje nam natura. Mnóstwo tego wszystkiego o tej porze roku. Wystarczy się rozejrzeć dookoła. U nas bardzo dużo jest dzikiej róży, jeżyn, czarnego bzu. 
Dla dzieci to wielka przygoda wyruszyć z kanką w poszukiwanie skarbów. 
O tej porze roku nasza kuchnia wygląda jak pracownia chemiczna. Stoją słoje z nalewkami, robią się wina, suszą zioła.



Co do soku to większość robię w ten sam sposób. 
Kilogram owoców. Kilogram cukru. 6 szklanek wody.
Jednego dnia gotujemy około 20 minut same owoce. Drugiego dnia przecedzamy je, dodajemy do wody cukier i znowu gotujemy aż będzie odpowiednia konsystencja. Wlewamy do butelek i przechowujemy w ciemnym miejscu.
W przypadku dzikiej róży jest więcej pracy, bo trzeba pozbywać się pestek.
Przecedzonych owoców nie wyrzucam, zasypuje je cukrem na dwa tygodnie a potem zalewam 500 ml wódki. Powstaje nam z tego kolejna nalewka na długie, zimowe wieczory ;)

Liście jeżyn można też ususzyć. W ten sposób w łatwy sposób możemy mieć herbatę ziołową pachnącą jeżynami. Doskonała na zaburzenia żołądkowe i w razie przeziębienia.


Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze pod poprzednim postem, za wasze maile :)
Zaskakujecie mnie pozytywnie!

Pozdrawiam i do następnego...



poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Jak sobie pościelisz...

Z Waszych komentarzy pod ostatnim postem wywnioskowałam, że nie byłam odosobniona w spaniu na dmuchanym materacu.  
Wielu z Was przeszło podobne epizody w swoim życiorysie. Przygoda życia nie ma co.

Dziękuję za Wasze przemyślenia na ten temat.

Po takich doświadczeniach jest się w stanie docenić tak banalne przedmioty jak solidne łóżko.
My też cieszyliśmy się kiedy z dmuchanego materaca awansowaliśmy na łóżko z Ikei. To było coś. 
Takie nowiutkie, pachnące....
Służyło nam około trzech lat, a już po roku miałam go dosyć.
Męczyłam tego mojego męża, aż sam mając mnie serdecznie dosyć, wybrał, kupił, przywiózł i zmontował antyczne i francuskie.
Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Było co prawda brudne, zarówno drewno jak i tapicerka, ale cóż to... Umyłam je, wyprałam...I tak sobie teraz myślę, że Bóg to mi pobłogosławił takim mężem. 
Ideał nie ma co. 









 Pościel, poducha, biała, zwiewna narzuta, to wszystko pochodzi z H&M Home. 
Chwosty do zasłon kupiłam na car boot sale. Piękne są, nie mogłam się na nie nie skusić. 




Dziękuję za wyróżnienia, które od wielu z Was otrzymałam. To bardzo motywuje i cieszy. Największą nagrodą zawsze jest Wasza obecność, Wasze słowo.
Dziękuję jeszcze raz!!!


P.S. Tak było ostatnim razem, kiedy pokazywałam Wam sypialnie.


Do następnego!!!

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Chwile zatrzymane...

Wiele pracy mieliśmy w ubiegłym tygodniu.
Przed przywiezieniem nowego, (używanego) łóżka dla Wojtusia pomalowałam ich sypialnie. 
Nie zauważycie tego, bo jak już wspominałam kiedyś, nie możemy zmieniać koloru ścian. 
Pokój jest więc po prostu odświeżony ;)
Jak już malowanie się skończyło, no to trzeba też było wyprać dywan przy okazji.
A jak już ich pokój został ukończony, no to od razu przeszliśmy do malowania naszej sypialni. Akurat był dobry moment, bo sprzedaliśmy poprzednie łóżko, które pożegnałam bez łezki w oku. A i cena też nas zaskoczyła, pozytywnie - na szczęście.
Po sprzedaży naszego łóżka kilka dni spaliśmy na samym materacu.
Przypomniały mi się czasy, kiedy przyleciałam do Anglii. 
Mieliśmy na samym początku materac nadmuchiwany. Często trzeba było go dopompowywać w nocy... Do tego podłoga w naszym pokoju, a była to zima, była od niedogrzania cała mokra...Spałam w bluzie i w skarpetkach... Jak na sam początek pobytu tutaj, w tym naszym eldorado to mało atrakcyjnie ;)
Mój mąż, który wtedy jeszcze nim nie był do dziś powtarza, tak pół żartem pół serio, że to był test dla mnie.
Chyba go zdałam ;) Sprawdziłam się w takich ekstremalnych warunkach.

Jak już się pojawiło nowego łóżko Wojtusia, najlepiej było nam zrezygnować z jego drzemki popołudniowej. 
Jakaż jestem szczęśliwa jak padają nam te dzieciaki ze zmęczenia już o 19 :)
W ciągu dnia jest przecież tyle do zrobienia i odkrycia...
Rysowanie, śpiewanie, granie na garnkach, robienie prania...




A o to ciasny i niewłasny... Pokoik chłopaków...









A o to biedny misio...
Czemu biedny?
Chwilę po tym zdjęciu, Wojtuś podtopił go, wrzucając do muszli...klozetowej :/
Ale dzięki temu doświadczeniu, wiemy, że misie można jednak prać w pralce, wbrew temu co piszą na metce ;)



Pozdrawiam Was serdecznie!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...